poezja
  debiut
- 2em
- Mariola Badowska
- Justyna Chmura   "Wandzia"
- Piotr   Kaczorowski
- Paweł Koźbiel
- Katarzyna   Mazińska
- Barbara Ryba
- Anna Stankiewicz
- Adam Śmigielski
- I inni

  po debiucie
- Regina Misztela
- Klaudia   Rogowicz
- Kornelia   Romanowska
- Piotr Rudnicki
- Ewa Turska

proza
- Justyna S.   Chmura
- Łukasz Henel
- Konrad Kokosa
- Anna Stankiewicz

cytaty

galeria
  fotografia
  - Maciej Belcarz
  - Tomasz Majewski
  - Ewa Turska
  - Karol Yanar

  rysunki
   - Ewa Turska
   - Konrad Kokosa
   - Konrad      Kwoka

  teatr
     - Norwid inaczej







Tytuł:   Dziecko Drzwi

Dziecko

Odrzucającej szarości betonowych ścian i ciemnych korytarzy nie mogło zwalczyć tych kilka smętnie świecących się żarówek. Ponurość budynku była niemal namacalna.. dotykała.. wkradała się w każdy zakamarek ciała wwiercając się niemiłosiernie w mózg. Człowiek nieprzywykły do tego otoczenia dusiłby się tą szarością, chciałby uciec stad, czym prędzej. Jednak ja mieszkałem tu już kilka lat. Przywykłem do niej, stałem się jej częścią. Po ciężkiej pracy w biurze wracałem tymi korytarzami codziennie przez kilkaset dni pod rząd.. Na początku bałem się ich. Ciemne zakamarki, cienie, szarość przypominająca zmaterializowaną śmierć... z dnia na dzień jednak było coraz lepiej. Ponurość zdawała się akceptować mnie... a ja ją. Dziś było tak samo.. smętnym i nic nie widzącym wzrokiem rozglądałem się powoli czekając na jadącą z akompaniamentem zgrzytów i postukiwań windę. Nagle zgrzyt stał się głośniejszy i winda stanęła piętro wyżej. Zapomniałem... od wczoraj nie wiedzieć czemu ustrojstwo nie zjeżdża na parter. W tym samym momencie odniosłem wrażenie, że ktoś stoi za mną. Obejrzałem się szybko, ale nikogo tam nie było. A nie miałby jak uciec, bo jedyne drzwi za mną były od dawna zaklinowane... Mimo wszystko poczułem się niepewnie, pierwszy raz od długiego czasu. Poczułem to co każdy w takiej sytuacji. Nogi mi zmiękły a serce przyśpieszyło swą ciężką pracę. Ale w końcu, co to mogło być? - myślałem idąc powoli w kierunku schodów - najpewniej szczur. Po prostu szczur... Tak - uśmiechnąłem się do siebie - to był szczur po prostu... Znalazłwszy wytłumaczenie pewnym krokiem ruszyłem po schodach. Oczywiście nie bez trudu otworzyłem zardzewiałe drzwi na pierwsze piętro i ruszyłem do windy. I w tym momencie zesztywniałem... Kątem oka zobaczyłem siedzącą na korytarzu postać. Odwróciłem się szybko. Nasze oczy spotkały się. To był chłopak na wózku inwalidzkim. Odetchnąłem z ulga. Nawet uśmiechnąłem się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Biedny dzieciak.. taki młody, a przykuty do wózka pewnie do końca życia. Niesprawiedliwy jest ten świat - westchnąłem cicho i nacisnąłem guzik na dziesiąte piętro przyglądając się smutno chłopakowi znikającemu za zamykającymi się drzwiami.

Winda skrzypiała jak zawsze, trzęsła się również podobnie. Ale coś było inaczej niż dotychczas. Czułem niepokój. DRUGIE PIĘTRO. Ten dzieciak, coś w nim było, coś ponadprzeciętnego jednak nie potrafiłem tego nazwać. Krok po kroku próbowałem sobie przypomnieć to dziwne spotkanie, każdy szczegół jego sylwetki i spojrzenia, lecz wciąż nie potrafiłem określić źródła niepokoju. TRZECIE PIĘTRO. To chyba jego oczy, były jakieś dziwne... To spojrzenie, niby niewinne i smutne, ale.. chyba tylko na pozór. Im dłużej się nad tym zastanawiałem tym bardziej byłem przekonany, że jego spojrzenie było wręcz kpiące! CZWARTE PIĘTRO. Nie wiedzieć czemu nagle zalała mnie fala strachu, po ciele zaczęły wędrować nieposkromione ciarki a kropelki potu wystąpiły mi na czoło. Tak jakby cała ponurość i ciemność tego budynku otoczyła mnie ze wszystkich stron odbierając oddech. Wyjść z tej windy czym prędzej - ta jedna myśl zawładnęła mną zupełnie, machinalnie nacisnąłem więc guzik na 5 piętro. Za parę sekund drzwi już otwierały się lecz wraz z powiewem świeżego powietrza (widocznie ktoś zostawił otwarte okno) wszystko wróciło do normy. Uśmiechnąłem się do siebie naciskając guzik na 10 piętro.. o co mi właściwie chodzi.. I wtedy kątem oka dostrzegłem (a raczej miałem wrażenie, że dostrzegłem) znowu tego samego dzieciaka na wózku! Ale jak to możliwe.. musiało mi się wydawać.. przecież nie ma szans żeby inwalida znalazł się tu szybciej ode mnie. Jednak znowu poczułem się nieswojo, przecież Coś albo Kogoś widziałem... SZÓSTE PIĘTRO. Czułem się bardzo dziwnie wciąż analizując i starając się sobie przypomnieć, co widziałem za drzwiami windy. I im dłużej myślałem tym więcej szczegółów wydobywałem z pamięci, niczym górnik pieczołowicie wydobywający węgiel. Przypomniał mi się połysk metalu, czyżby jednak wózek? I to na pewno był ktoś siedzący... może inny inwalida? SIÓDME PIĘTRO. Właściwie już byłem pewien, że widziałem inwalidę, lecz usilnie wmawiałem sobie i tłumaczyłem, że to nie mógł być On. To niemożliwe, żeby tam się znalazł! Jednak wciąż nie opuszczał mnie niepokój, a z głowy nie dawała się wypędzić niczym nieuzasadniona myśl, że to była ta sama Osoba. Nieustannie wwiercała mi się w mózg potęgowana absolutnie przytłaczającym mnie ponurym otoczeniem. ÓSME PIĘTRO. Nagle niczym grom z jasnego nieba poraziło mnie coś. Oczy inwalidy na szóstym piętrze... to był On, teraz już byłem pewien, nie miałem żadnych wątpliwości! Ale jak on się tam znalazł!? I co tam robił?! I czemu.. czemu miałem wrażenie, że to spojrzenie było takie złe? Już nie było w nim smutku, tylko czysta wrogość. Zrobiło mi się strasznie gorąco, pot oblał mnie całkowicie. DZIEWIĄTE PIĘTRO. Nagle odniosłem wrażenie, że zrobiło się ciemniej, a powietrze wokół mnie zaczęło gęstnieć. Pot, ciepło, miękkie nogi i łomot serca... Czego On ode mnie chce?? I jak się tak szybko znalazł na 6 piętrze!? Wyjść stąd jak najszybciej, teraz, już! DZIESIĄTE PIĘTRO. Wyskoczyłem z windy rozglądając się szybko. Gdzieś, w między czasie, mózg oddał moje ciało panowaniu panice. Zlany potem i na miękkich nogach prawie biegiem ruszyłem do swojego mieszkania, w tym celu musiałem skręcić w jedno z jego odgałęzień. I wtedy na końcu korytarza znów dostrzegłem Jego! Siedział tam na wózku i patrzył na mnie. Spokojny, nieruszający się. Spojrzałem w Jego oczy! Zło i nienawiść. Nogi ugięły się pode mną, świat zawirował, odwróciłem się szybko i pobiegłem na klatkę schodową. Mocnym ruchem ręki otworzyłem drzwi.. na półpiętrze, znowu On, siedzi, lecz teraz śmieje się! Co się dzieje!? Kim On jest?! Odwróciłem się w panice... wszystkie drzwi otwarte, w każdym siedzi On, ilu ich jest?! I czemu się tak śmieją, demonicznie, Boże co się dzieje???? Straciłem panowanie nad sobą, w krzyku runąłem biegiem wzdłuż korytarza... okno, to moja szansa, muszę stąd uciec! Z całą siłą uderzyłem w nie, rozbijając szkło na kawałki, po czym runąłem w dół spadając jak szmaciana lalka.. Kim On był?! Nie ważne, wreszcie jestem wolny, nic mi tu nie zrobi, nic...

***

Czerwono-niebieska wesoła gra świateł oświetlała najbliższe otoczenie. Dwa radiowozy, odjeżdżająca właśnie karetka i dwóch oficerów stojących nad zwłokami przykrytymi workiem.

- Morderstwo? - spytał jeden z nich omiatając okolice wzrokiem całkowitego znużenia i rutyny.

- Nie, samobójstwo - odparł drugi pewnie.

- Skąd ta pewność? - zainteresował się oficer.

- Wariat - mówiąc to policjant wskazał zwłoki - świr, czub. Znaleźliśmy przy nim dokumenty o zaburzeniach osobowości, tydzień temu wyszedł ze szpitala.

- A ten budynek? I ta okolica.. Co on tu w ogóle robił - rozejrzał się w zamyśleniu policjant spoglądając na okolice. Była to od dawno niezamieszkana dzielnica mieszkalna, pełna ruder i pustych mieszkań.

- A kto go wie, wariat, pewnie przyszedł skoczyć w samotności...

.................................................................................................................. Do góry
Drzwi



Drzwi

Smutne drzwi tak wiele wiedzą tak mało widząc, a człowiek tak wiele widząc wie tak mało... Czy to wina człowieka czy zasługa drzwi? Kwestia myślenia czy patrzenia? Pewne drzwi widziały mało, a wiedziały więcej niż dziewczyna, która je właśnie otwierała wpuszczając do wiejskiej chaty fale świeżego wiosennego powietrza.

Drzwi bardzo lubiły wyjścia i powroty dziewczyny. Swym drewnianym uczuciem czekały na moment, gdy zobaczą ją z bliska, poczują jej aksamitny dotyk, po którym wraz z przyjemnym przewiewem powietrza poczują delikatny zapach swojej właścicielki. Z wesołym trzaskiem zamykały się za nią, ciesząc się na samą myśl, że niedługo dziewczyna wróci z bukietem pachnących kwiatów. Nocą uważnie czuwały nad nią, naprężając wszystkie deski do granic wytrzymałości, aby tylko nikt nie wkradł się do domu. Ktoś pomyśli, że drzwi nie mają uczuć?? A rozmawiał ktoś z nimi? Z tymi rozmawiała sowa. Sowy nikt nie rozumiał... może dlatego ona rozumiała drzwi. Drzwi bardzo lubiły słuchać opowieści sowy, zwłaszcza interesowały ją informacje o innych drzwiach w okolicy. Godzinami mogły słuchać szczegółów o pięknych majestatycznych drzwiach w świątyni zdobionych złotymi ornamentami, ze smutkiem słuchały o próchniejących drzwiach w niedalekim zrujnowanym zamku. A sowa bardzo lubiła przesiadywać wieczorami na dębie koło chaty pohukując swe opowieści. Tak żyli nierozumiani swą dziwną przyjaźnią zrozumienia.

Od tygodnia nie było sowy. Drzwi straciły swój kolor, a zapach dziewczyny pozostał jedyną przyjemnością. Zastanawialiście się kiedyś, czemu drzwi skrzypią? Na przykład wtedy, kiedy opuszcza je sowa.

Ostatnią myślą sowy przed śmiercią były drzwi. Ostatnim uczuciem miłość do nich. Ostatnim widokiem twarz swojego mordercy, młodzieńca z niewinnym uśmiechem na twarzy kogoś, kto miał kaprys zabić sowę z tylko mu znanych powodów.

Drzwi również znały tą twarz. Coraz częściej dziewczyna otwierała je przed nim. Na coraz dłużej je zamykała. Drzwi polubiły młodzieńca czując jego miłość do dziewczyny. Cieszyły się, gdy pojawiał się w chacie przynosząc ze sobą radosne uśmiechy i chichoty, wraz z nią radowały się ze szczęścia. Gdy młodzieniec stawał przed chatą, zdawały same otwierać mu się na powitanie. Smutek po odejściu sowy utonął w przypływie wspólnej radości.

Lecz sowa wróciła. Drzwi ujrzały ją już z daleka, niesioną przez młodzieńca. Czyżby ją znalazł? Może leżała gdzieś ze złamanym skrzydełkiem jednak opatrzność skierowała go w to miejsce? Radość przepełniła drzwi, które nieomal nie wyrwały się z zawiasów chcąc przywitać się z sowa. Jego kochana sowa wróciła! Wróciły wspólne wieczory i opowieści!

Jednak po pierwszym impulsie radości drzwi coś tknęło... Czemu jego sowa daje się nieść tak nieruchomo? Nastąpiła chwila prawdy tak absurdalnie niedorzecznej, że żadnym sposobem nie chciała się przelać z dzbana obaw do misy faktów. Jednak cienki strumyk prawdy przełamał wreszcie tamę niedowierzania zalewając drzwi potokiem goryczy i rozpaczy. Jego kochana sowa, niesiona w rękach młodzieńca, staje właśnie przed chatą, wypchana i martwa, a jej przerażone oczy zdają się patrzeć wprost na nie. Drzwi nie podołały smutkowi płynącymi z martwych źrenic sowy. Jego kochana sowa stoi przed nimi sztywna i zimna, nigdy już nie będzie pohukiwać o pięknych świątynnych drzwiach, nie będzie już niczego, bo zabrał to on. Drzwi umarły. Rwący potok rozpaczy wyrwał je z zawiasów.

Dziewczyna bardzo ucieszyła się ze ślicznego prezentu młodzieńca, który wisiał nad kominkiem przez wiele, wiele lat ich szczęśliwego małżeństwa. Jednak tego dnia musieli wymienić drzwi, które nie wiedzieć, czemu zupełnie się popsuły. Świat ma tak wiele płaszczyzn, które przenikają się w nieustannej kipieli mniej lub bardziej przypadkowych zdarzeń... Pomyślmy czasem o tym...

.................................................................................................................. Do góry
Dziecko



strona główna
dolacz
redakcja
kontakt
linki
ksiega gosci
forum
ostatnio dodane zdjęcie
Tomasz Majewski- mieszkańcy Ziemi
ostatnio dodany wiersz
huśtawka

uczepiłam się twoich ust
czyniąc z nich huśtawkę
obłędu

śmieję się teraz jak dziecko
gdy mijam Twoje oczy
unosząc się
i
opadając

na huśtawce obłędu
z której jeszcze nie spadłam

Ewa Turska



Copyright ® 2006 by www.roses.site.piekielko.pl. All rights reserved.