Powiał wiatr, na początku lekki...
Nic nieznaczący,
Takie zwykłe muśnięcie...
Nie zareagowałam...
Nagle... wielka burza!
Powódź, potop...
Szarpie, drażni, wieje, mota!
Zrodził się nowy żywioł...
Piękny! Taki twórczy... Wspaniały...
Ach jak pięknie....
Piękny, lecz potężny, Zbyt wielki,
Bym sama zdołała sobie z nim poradzić...
...Ach bolało!... znowu...
Burza przeszła... Lecz ja ją nadal czuję,
Widzę... pragnę! Tęsknię za nią...
... Boli... jeszcze boli... znowu boli...
Cisza po burzy... nic się nie dzieje?
Coś rozkwita.. doświadczenie...
Ale pod pięknym kwiatem, gnije łodyga...
Łamie się, zaczyna się chwiać.. boli... obumiera...
Próbuje się ratować!
NADZIEJA! Gdzie?
Nie ma nadziej... boli...zmarła...
Lecz zrodziła się nowa... silniejsza!
Przetrwa burze! O ile takowa nastąpi...
Z chwilą śmierci pierwszej kwiat,
Też coś poszarzał... Lecz wyrósł...
Znowu wieje... burzy się... chmury...
Tragedia! Niszczy.. burzy, UNICESTWIA.
Aż "rosa" osiadła na płatku kwiecia.
I znów... Burza trwa...
Lecz nagle... Nadzieja! Otarto rosę,
I założono klosz... Co? mnie chroni...
Dostrzegłam w burzy światło! miło...
Burza ustała... Pozostawiając
Po sobie tylko wspomnienie... Lecz ja..
Jeszcze pamiętam pierwszą burze...
Po tej "zawiei" roślinka padła...
Prawie umarła... źle wyrosła...
Przeniosła się na miękką i wspaniałą glebę...
Łatwiznę... Towarzysze brnęli dalej w pracy...
Utrzymywali stanowiska... Na skale...
Lecz cóż mnie to? Nie wzruszę się...
Pokochałam mojego opiekuna i moją glebę...
Nie ich! Czas minął... Opiekun tylko wykorzystał,
A gleba złą się okazała... Kolejna burza....
Lecz ta nie brała... Dawała....
Pokochać chciała i nowe życie z szansą
Kwieciu nadała...